Przez te koty to ja w coraz większą paranoję popadam. A zaczęło się od Isiuni, która pod moją nieobecność otworzyła kiedyś szufladę i wyjęła z niej szeleczki Mosia. Omal zawału nie dostałam jak to zobaczyłam. Potem, okazało się że Isiunia także szafki umie otwierać. Był czas, kiedy na drzwiczkach pod zlewem wisiała kłódka z łańcuchem, żeby się kity do śmieci nie dobierały. Po nocach rozlegały się złowrogie odgłosy, niczym w nawiedzonym domu, bo mała zołza nie dawała za wygraną. Potem, zastąpiłam ów łańcuch takimi blokadami, co to ludzie wymyślili ze względu na małe dzieci. Także lodówkę zabezpieczyłam w ten sposób, bo kiedyś koty zdołały zamrażalnik otworzyć...
A kilka dni temu, Kiciuś otworzył sobie drzwi do łazienki. Zdarzyło mu się raz i chyba przez przypadek, ale próbuje swój wyczyn powtórzyć. Dlatego wychodząc z domu wykręcam klamki w łazience i ubikacji (w łazience trzymam różne potencjalnie niebezpieczne przedmioty no, a w kibelku wiadomo: klapkę od sedesu pewnie kity dadzą radę podnieść). Muszę zainwestować w zamki z kluczami...
Kiciuś, z miną niewiniątka, duma co by tu wybroić:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz